Szukaj na tym blogu

niedziela, 30 września 2012

Małe co nie co dla Chłopaków ;)


Wstałam rano i pierwsze co, to wyszykowałam się i poszłam na poranną Mszę Świętą.
Po powrocie siedziałam chwile z mamą szykującą się do pracy i spoglądając za okno na bawiące się dzieci i przypomniały mi się czasy, kiedy byłam w ich wieku i ciągle z bratem oraz kolegami spod bloku coś kombinowaliśmy ;) Nawet w deszczowe dni nie nudziło nam się, ponieważ mój brat zawsze jak odkrywał nowe techniki tworzenia różnego rodzaju zabawek z masy solnej, modeliny, skorupek od orzechów itp. to zawsze mnie zachęcał do tego, abym z nim tworzyła. Nauki nie poszły w las, ponieważ dziś jak wiadomo jest Dzień Chłopaka i wpadłam na świetny pomysł w jaki sposób ja mogę sprawić przyjemność swojej sympatii i bratu,który wczoraj mnie opuścił, ponieważ wyjechał na studia, ale otrzyma upominek jak tylko wróci. Będzie to kotek z masy solnej ;)


Składniki do masy solnej:

1/2 szklanki soli
1 szklanka mąki
1/2 szklanki wody

sposób przygotowania masy :

Sól i mąkę wsypać do miskę,




następnie stopniowo lać wodę mieszając,
później należy ugnieść ciasto na elastyczną masę.


Po przygotowaniu masy, należy ulepić jedną dużą kulkę, drugą mniejszą i 5 małych.



Największa kulę formujemy w tułów kotka.




Średnią kulkę lekko płaszczymy, a następnie palcami próbujemy uformować mu uszy.





Kolejnym krokiem będą nóżki z małych kulek, a więc bierzemy 4 kulki i formujemy nogi, zaś piąta mała kulka będzie dłuugim ogonem.





Po przygotowaniu części na naszą figurkę przechodzimy do łączenia części.



Tułów najlepiej w miejscach, do których będziemy przyczepiać części nawilżyć wodą za pomocą pędzelka.



Gdy już mamy złączone części przechodzimy do malowania.




Możemy również je ozdobić ( ja zrobiłam to za pomocą patyczka do uszu ;) )




Gotowe figurki wkładamy do piekarnika o temp. 150 stopni C na ok 15 min. ( ja zrobiłam to w mikrofali z powodu awarii piekarnika)



Po wyjęcia będą z wierzchu twardawe ale wyczuwalnie w środku miękkawe, więc należny pozostawić je na ok godzinę w temp. pokojowej, aby stwardniały.









GOTOWE !!!

PS. Zachęcam wszystkie Panie do zrobienia własnoręcznego prezentu, a Panom życzę Wszystkiego Dobrego ;)

Erato ;)

niedziela, 23 września 2012

Niby coś tak błahego dla jednego, staje się piekłem dla reszty...


Następną planetę zajmował Pijak. Te odwiedziny trwały bardzo krótko, pogrążyły jednak Małego Księcia w głębokim smutku.
- Co ty tu robisz? - spytał Pijaka, którego zastał siedzącego w milczeniu przed baterią butelek pełnych i bateria butelek pustych.
Mały Książę
- Piję - odpowiedział ponuro Pijak.
- Dlaczego pijesz? - spytał Mały Książę.
- Aby zapomnieć - odpowiedział Pijak.
- O czym zapomnieć? - zaniepokoił się Mały Książę, który już zaczął mu współczuć.
- Aby zapomnieć, że się wstydzę - stwierdził Pijak, schylając głowę.
- Czego się wstydzisz? - dopytywał się Mały Książę, chcąc mu pomóc.
- Wstydzę się, że piję - zakończył Pijak rozmowę i pogrążył się w milczeniu.
Mały Książę zakłopotany ruszył dalej.
"Dorośli są naprawdę bardzo, bardzo śmieszni" - mówił sobie po drodze.


 W piękny niedzielny dzień wychodzę z psem na spacer i co widzę? Grupkę  mężczyzn  w różnym wieku podążających do lasu z butlami alkoholu.
Myślę sobie, co oni sobą reprezentują? Czemu to robią? Jak bardzo krzywdzą oni swych bliskich tym okropnym nałogiem.

 Nagle do głowy wpadła mi pewna krótka książka, którą całkiem niedawno przeczytałam, a mianowicie ,,Zakuci w Kajdany'' K. Bosowskiej.
Autorka zamieściła w niej historie ludzi, którzy dla nałogów poświęcili wszystko - dom, rodzinę, przyjaciół, pracę i dopiero kiedy znaleźli się
na kompletnym dnie uświadomili sobie co się tak naprawdę stało. Problem alkoholizmu ukazany jest z perspektywy rodzin, osób uzależnionych oraz terapeutów tych osób.
Poruszyły mnie bardzo słowa pewnej kobiety mówiącej  do swojego męża :
,,Mam prośbę: zamknij oczy i wyobraź sobie, że stoję przed Tobą, a Ty walisz mnie pięścią w twarz tak mocno, że wpadam tyłem do wanny, odkręcasz zimną wodę i lejesz mnie z prysznica - długo, bo przecież nie umiem się wydostać. Ja płaczę, a Ty lejesz. Potrafisz to zobaczyć "na trzeźwo"?''
Polecam tę książkę każdemu młodemu człowiekowi, ponieważ jest to przestroga dla tych,którzy lubą sobie ,,popiwkować'' nic sobie z tego nie robiąc.  Owszem być może jest to coś fajnego zaszpanować przed innymi jaki/ jaka to już jestem dorosła, ale od piwka, dwóch,trzech się właśnie zaczyna. Następnym krokiem jest wódka lub ,,tanie wino'', następnie pierwsze  upicie się do nieprzytomności,a potem stały ciąg wydarzeń : ,,teraz przyjdę położe się spać i do rana wytrzeźwieje, a po pewnym czasie będę przychodził i pokazywał agresję na bliskich''.
Wielu ludzi mówi ,,piję bo sprawia mi to przyjemność, mam ,,jazdę'' '' inni natomiast mówią ,,moi rodzice pili, patrzyłem się na nich i nie potrafię sobie z tym poradzić''.
Do alkoholu sięga się z rożnych powodów i z niego można się wyleczyć, lecz trzeba tego bardzo chcieć i walczyć z tym....


                                                                               Erato

sobota, 22 września 2012

Herbatniki prababci...



Otworzyłam oczy, zeszłam szybko z łóżka, spoglądam za okno, a tam pierwszy dzień jesieni szary, bury i nieciekawy...
Najchętniej pozostała bym w łóżku opatulona po uszy ciepłą kołdrą, pogrążona nad którymś  z romansów o :  Niej- pięknej, ale biednej, wyśmianej przez życie;  Nim - współczesnym księciu z bajki, który w ciepłe objęcia bierze jej chłodne od nieszczęścia ramiona, całuje zarumieniony policzek, szepcze czułe słowa do ucha...
Otrzeźwiałam szybko z marzeń , bo czas się wziąć za siebie i za robotę, a za pół godziny nawet myśl o księciu z bajki szybko prysnęła, włączyłam ,,Perfekcyjną panią domu'' i wzięłam się za porządki. Chcesz mieć czysto w domu? Włącz koniecznie dzieciom właśnie ten program.
Po owocnych sprzątaniach nadeszła pora na coś smacznego i przyjemnego - pieczenie ,,Herbatników prababci ''. Być może nigdy bym się o nich nie dowiedziała, albo znalazła bym przepis na nie za kilka, kilkanaście lat aby upiec coś dobrego i szybkiego swoim pociechom.
Przepis ten otrzymałam od swojego brata, podczas kiedy po wyczerpującym dniu w szkole a mianowicie oddawaniu krwi mama zaproponowała mi pieczenie ciasteczek. Nagle podszedł mój brat i podsunął mi przepis, abym zrobiła trochę innego rodzaju, zgodziłam się nie licząc na to, że mi one wyjdą.  Przeliczyłam się, ponieważ nie dość ze ich nie spaliłam to jeszcze były całkiem pyszne. Dziś właśnie wróciłam do tego  przepisu aby umilić dzień mojemu bratu ( coś dziwnego, ponieważ zazwyczaj się kłócimy), oraz mamie, która wróci z pracy bardzo późno i taka mała przekąska może sprawić jej radość.  Duży wpływ też pewnie na moje umilanie dnia bratu miał fakt, że to już ostatni tydzień z bratem, ponieważ opuszcza dom i wyjeżdża na studia.  
fot. darekpionki
fot.darekpionki















No ale już przechodzę do  przepisu ;)                                                                                                                                
Składniki :

20 dag miękkiego masła
8,5 dag cukru pudru
24 dag mąki
szczypta soli
można posypać migdałami lub orzechami

Masło, cukier i szczyptę soli należy ugniatać tak długo aż cukier się rozpuści. Następnie dodawaj stopniowo mąkę nie przerywając gniecenia .Gdy ciasto będzie już gładkie należy przykryć je i odstawić na ok. godzinę w chłodne miejsce. Po godzinie należy ponownie ugnieść ciasto i rozwałkować je na stolnicy posypanej mąką na placek o grubości 3 cm ( ja zrobiłam cieńsze). Wytnij ulubiony wzór ciasteczek i ułóż je na blasze. Piecz w rozgrzanym piekarniku aż do momentu, kiedy ciasteczka osiągną złotawy kolor ( moje nie osiągnęły, ale to przez awarie piekarnika). Po osiągnięciu efektu końcowego, przełóż je na talerz i poczekaj aż ostygną. Polecam  je przy szklance ciepłego mleka lub do filiżanki kawy bądź herbaty.

dekoracja i fot.darekpionki,


Przepis zaczerpnęłam z książeczki ,,Gotuj z przyjemnością'' , którą kiedyś mój brat dostał pracując na kasie w realu. Przepis naprawdę polecam  bo ciasteczka wprost same znikają z talerza.
                                              Życzę  SMACZNEGO !





 PS. Postanowiłam jakoś wzbogacić swojego bloga także o przepisy oraz robótki ręczne (proszę nie kojarzyć z robieniem na drutach, lecz raczej z masy solnej, bibuły, papieru, gliny czy wikliny, bo z każdego z tych materiałów umiem coś stworzyć ;) ) ponieważ to jest to, co kocham najbardziej.
                    

                             Pozdrawiam serdecznie
                                                 Erato

sobota, 7 kwietnia 2012

Więc otwórz swe oczy, bo życie tak krótką chwilę trwa...

 ,,Najważniejsza wojna o panowanie i światowe przywództwo zawsze odbywała się na poziomie idei. Niezależnie bowiem od tego, czy idea jest słuszna czy niesłuszna,jeśli porywa umysły młodzieży narodu, to wkrótce dotrze do wszystkich obszarów społeczeństwa. Zwłaszcza w naszej epoce multimediów. Idee decydują o skutkach. 
                                                        The American Covenant



Myśleliście kiedyś nad swoim życiem? Ile jeszcze możecie zrobić, a ile nie zrobiliście? Co dałoby się w nimulepszyć? Jak to uczynić? Otóż książka pt. ,,Żyj zamiast wegetować'' R.Jensona odpowiada na te pytania i pomaga w ulepszeniu swego życia i postępowania. Gdy pytano ludzi co rozumieją pod pojęciem ,,sukcesu'' odpowiedzieli że ,,pieniądze'' ,,stanowisko'' ,,wpływy'',,wspinaczke po szczeblach kariery'' oraz ,,najwięcej możliwych przyjemności''.
Autor aby obalić ten mit stworzył 10 zasad zaprzeczających tym wypowiedziom. Oto one:
,, -Musisz działać skutecznie.
-Aktywnie odkrywaj swoje osobiste znaczenie.
-Kończ z pesymizmem.
-SYstematycznie przyjmuj właściwe zasady.
-Misja – realizuj ją.
-Aktywizuj i integruj wszystkie sfery życia.
-Ludzie – troszcz się o nich
-Intensywnie korzystaj ze swojej wewnętrznej energii
-STarannie i skrupulatnie koryguj
-Ani się waż zboczyć z kursu.''
Wymienione zasady tworzą piramidę podzieloną na 3 części.
  • Podstawy to M, A, K
  • Wierzenia to SY, M
  • Zobowiązania to A, L, I, ST, A

W każdym z rozdziałów jest rozważana kolejno każda z zasad. R. Jenson uświadamia, że życie nie składa się z tylko z potrzeb materialnych, ale także z duchowych, krztałtujących osobowość oraz wnętrze człowieka. Książka ta jest swego typu terapią dla samego siebie, w której najważniejszym z punktów jest ten ostatni czyli ,,Ani nie waż zboczyć z kursu'' i nie bez powodu został on umieszczony na samym szczycie piramidy. Autorowi głównie chodzi o to aby wytrwale przebrnąć przez całą książkę suwerennie wykonując zadawane przez Niego zadania. Polegały one na odpowiedzieniu sobie samemu szczerze na pytania uświadamiając tym samym jaki teraz jestem, a jakim mogę być. Lektura jest napisana wprost i dzięki łatwemu przekazowi informacji łatwiej trafia do czytelnika. Zawarte są w niej opinie różnych ludzi oraz opowieści ukazujących poroblem w danym rozdiale na temat wykorzystywanej w nim zasady. Polecam ją każdemu, kto dotąd kierował się ślepo tylko tym aby osiągnąć sukces moralny i materialny a nie duchowy. Myślę, że po przeczytaniu książki i aktywnym wkładzie w swoją zmiane można osiągnąć sukces i cieszyć się nowym sobą. Warto przeczytać książkę ponieważ jak wspomniałam wyżej pomaga ona w odkryciu samego siebie. Osobiście mogę przyznać, że na mój światopogląd wpłynęła ona i to bardzo, odkryłam jakimi wartościami się kierować i jak gospodarować swoim czasem.


Za możliwość zrecenzowania książki dziękuję wydawnictwu Logos.
http://logos.warszawa.pl/





wtorek, 27 marca 2012

Serce matki jest takie kruche… Coś dla matek i nie tylko.


Nadmuchaj swe troski w balonik i puść je z wiatrem,, Bóg nie obiecał nam, że będziemy prowadzili w połowie gry, lecz że odniesiemy ostateczne zwycięstwo! ''

 Książka ,,Nadmuchaj swe troski w balonik i puść je z wiatrem''  Barbary Johnson jest napisana z myślą o matkach przeżywający ból z powodu swoich dzieci. Każda kobieta, która urodziła dziecko obdarza je niesamowitym uczuciem, takim jak żadnej innej istoty na świecie. To właśnie matka jako pierwsza zjawia się kiedy dziecko upadnie, kiedy je coś boli bądź jest mu źle. Dla każdej kobiety bunt ze strony dziecka, bądź jego strata jest ogromnym bólem. Autorka napisała książkę używając miesięcy na określenie faz, przez jakie przechodzi zraniona matka począwszy od cierpienia i skończywszy na poczuciu szczęścia. Parafrazując słowa z książki styczeń jest miesiącem początkowym, od którego zaczyna się cała terapia, wnosi on coś nowego oraz pomaga nam odsunąć na bok to, co należy do przeszłości. W lutym autorka skupiła  się na bezwarunkowej miłości i przebaczeniu, które pomagają w dalszym zdrowieniu. Marzec zaś  uczy nas radzenia sobie z rzeczywistością czasem nawet okrutną. Kwiecień został nazwany miesiącem zabawy ponieważ sprawia, ze problemy życia stają się lżejsze. B. Johnson określa go ,,miesiącem żartownisiów''. Maj przynosi nadzieje, a czerwiec pomaga nam w stawianiu pozytywnych kroków, które odmieniają życie oraz otaczający świat. Gdy już poczyniliśmy te kroki, czas na lipiec. Miesiąc ten skłania do zaakceptowania faktu, że życie nie zawsze jest kolorowe i takie, jakiego pragniemy, oraz że żadna tragedia nie trwa wiecznie. Bycie rodzicami to bardzo trudne zadanie. Ciężar bólu jaki na nich spada, wzmaga pragnienie ukojenia, szukają go na różne sposoby, lecz nie zawsze im się to udaje. Gdy się jest rodzicem już dorosłych dzieci zagrożeniem staje się także wiek i waga. To właśnie sierpień jest miesiącem drwin i wykpiewania własnego wieku i wyglądu. Wrzesień jest miesiącem nostalgii. W tym okresie w rodzicach budzą się wspomnienia o ich dzieciach, kiedy były jeszcze w wieku szkolnym oraz rozmyślenia o popełnionych wtedy błędach. Dlatego jest to miesiąc uczenia się wspomnień, oraz stwarzania pamiątek na przyszłość i powracania do chwil, które choć nie były idealne, ale wywołują uśmiech na twarzy. Październik przypomina nam, że bitwa jeszcze się nie zakończyła, uczy nas doceniania tego co mamy. W listopadzie możemy wypuścić z naszych rąk wszystko co mamy i dziękować Bogu  za to, co nam daje każdego dnia, wykonać wszystko, na co nas stać oraz  uwolnić z naszych rąk cierpienie, smutek, ból oraz lęki. To właśnie w tym miesiącu dmuchamy tytułowe baloniki pozostawiając w nich wszystkie negatywne uczucia i puszczamy je z wiatrem. Nadszedł moment, kiedy powinniśmy wypuścić nasze dzieci z pod matczynych skrzydeł i powierzyć ich los Bogu. Ostatnim miesiącem i zarazem punktem kulminacyjnym  jest grudzień - dotychczasowe problemy sprawiły, że już potrafimy sobie z nimi radzić. Jest to miesiąc dojrzałości duchowej. Jesteśmy zwycięzcami !!!!!! Autorka dzieli się z czytelnikami swoimi problemami, przez które rozpoczęła nowy rozdział w życiu- służbę dla Boga, czyli zaczęła pracować z ludźmi, którzy doświadczyli takich załamań jak strata dziecka, nagła wiadomość od dziecka o swoich poglądach seksualnych, czy że jest narkomanem bądź chce być niezależny i nie potrzebna mu matka. Książka ta jest przepełniona poradami jak postępować w takich sytuacjach. Autorka umieszcza w każdym z miesięcy historie, które dają do myślenia, oraz wiersze dopasowane do każdego etapu  terapii. Książka  napisana jest prostym językiem, co pomaga w łatwym odbiorze słów, które chce nam autorka przekazać. 

Polecam tę książkę matkom i nie tylko. Pomaga ona w odpowiedzeniu sobie na pytania, które nas trapią każdego dnia oraz w rozwiązaniu problemów, z którymi sobie zwyczajnie nie radzimy.

Za możliwość zrecenzowania książki dziękuję wydawnictwu Logos.
Logos Oficyna Wydawnicza
http://logos.warszawa.pl/





niedziela, 4 marca 2012

Mój drogi Aniele...

„Miłość szczera, nawet jeśli odchodzi, zawsze będzie powracać.”


Książka pt. ,,Listy w niebieskich kopertach'' już samym tytułem przyciąga. Napierwszy rzut oka, po przeczytaniu tytułu można pomyśleć, że jest to jakaś korespondencja specjalna.
Nie jest to mylne skojarzenie, ponieważ owszem nie są to zwykłe listy. Są tu nurtujące nas na codzień pytania kierowane przez zwykłego człowieka, takiego jak my, do Anioła.
Często zastanawiamy się, czy Anioły w ogóle istnieją?, Kim są? Jacy są?, Czy faktycznie nas strzegą, tak jak nam od małego opowiadano?
Otóż po przeczytaniu tej książki wszelkie wątpliwości znikną. Listy przypominają korespondowanie miedzy dwojgiem przyjaciół, człowiek zadaje pytanie, a Anioł mu na nie odpowiada rozwiewając wszelkie wątpliwości.
Sądzę, że te istoty zesłane od Boga, aby nas strzec przed złem i nieszczęściami dnia codziennego faktycznie istnieją.
Wiele osób by mogło powiedzieć ,, To bajka, te całe Anioły'', ,,Tylko naiwni mogą wierzyć, ze czuwają nad nami jakieś tam Anioły'' lub ,,Gdyby czuwały to by nie zabrali nam naszych bliskich''.
Otóż gdybyśmy tak zastanowili się głębiej nad sensem tych słów, to byśmy zrozumieli to np. czemu Anioły nie czuwały aż tak intensywnie, żeby ustrzec naszych bliskich przed przeciwnościami losu.
To Bóg decyduje o naszym wkroczeniu na ten świat i zejściu z niego a Anioły otrzymują polecenia od swojego ,,szefa''. Powinniśmy godzić się z tym faktem że tracimy kogoś, kto znaczył dla nas bardzo wiele.
Być moze jest to swego typu próba, która pokazuje jaka jest nasza wiara pomimo tak wielekiego bólu po stracie. Wiele ludzi twierdzi ,, Bóg nas nie kocha, bo pozwala na śmierć mojej córki, syna, męża...''
Czy to właściwa postawa? Nie sądzę.
zastanówmy się więc, jak my byśmy się zachowali, gdyby nam odebrano ważną osobę.

,,Listy w niebieskich kopertach'' to kolejna książka, która pomogła  mi postrzegać świat w inny sposób niż wcześniej. Uwierzyłam w niemożliwe i przede wszystkim w obecność naszych Aniołów stróżów, którzy są z nami w każdym miejscu, na wakacjach,  w szkole, pracy czy  nawet w domu. Odpowiedziała mi na wiele pytań na które chciałam znać odpowiedź i uświadomiła mi jak żyć i jakie wartości są najważniejsze.
Uważam, że jest to świetna lektura dla tych, którzy mają chwile zwątpienia i nie tylko, ponieważ jest napisana tak, ze nie czyta się jej wcale ciężko, tylko z uśmiechem na twarzy. Jest to zbiór krótkich listów, wiec kolejna dobra wiadomość dla tych, którzy szybko się nudzą czytaniem.
Książkę się czyta lekko i szybko ;)

Jeszcze raz bardzo polecam przeczytać tę książkę, bo warto !!!

sobota, 7 stycznia 2012

,,Miłość silniejsza niż śmierć''


,, Raz, już blisko końca, powiedziałem: "Jeśli będziesz mogła, jeśli jest to dozwolone, przyjdź do mnie, gdy znajdę się na łożu śmierci."
 "Dozwolone? - odrzekła. - Niebo z trudem by mnie zatrzymało. A jeśli chodzi o piekło, rozwaliłabym je na kawałki".



,,Smutek'' C.S. Lewisa to historia o nieśmiertelnej miłości. Autor po stracie ukochanej H. (jak ją nazywa w książce) popadł w żal, którego sam nie rozumiał.
Jego miłość do ukochanej była opisana jako prawdziwa, poważna, nieziemska i romantyczna. Łączyła ich niezwykła więź: ich związek opierał się zarówno na przyjaźni, jak i autentycznym i szczerym uczuciu. Oboje tworzyli jedność i po stracie H. autor czuł się jakby ,,kulistą materię'' przecięto na pół albo mu odcięto jedną nogę, po której rana zamiast się goić to boli jak by tę czynność powtarzano na okrągło. Porównał on także wciąż powracający smutek do sępa, który każdego dnia wydzierał od nowa Prometeuszowi świeżą wątrobę.
W swych wywodach Lewis jest jak Dante w ,,Boskiej komedii" - wyrusza na poszukiwania swej Beatrycze, którą jest H. Wędrówka ta ma jednak postać czysto metaforyczną. Autor powraca we wspomnieniach, odwiedza znajome miejsca, gdzie razem spędzali czas, aby niczym Dante spostrzec swą wybrankę (Lewis powraca tu we wspomnieniach do łoża śmierci i jednej z ich ostatnich rozmów). Na końcu doszło do ostatecznego spotkania o którym jest mowa pod koniec książki gdy po częściowym ukojeniu bólu długo oczekiwany obraz żony wreszcie ukazał się w głowie Lewisa. Nie czuł już tak silnego bólu jak przedtem, lecz stan ten nie trwał zbyt długo ponieważ cierpienie powróciło jak bumerang.  Clive nawet pisze, że od smutku nie da się uciec.
W swojej książce autor zadaje dziesiątki pytań : ,,Kim tak naprawdę jest Bóg?'', ,,Jaki jest?'', ,,Jakie jest nasze życie'' i ,,Czym MY jesteśmy na tym świecie?''.  Są to bardzo nurtujące pytania i zmuszają do refleksji.
Autor wyjaśnia, że każda boleść nie dzieje się  bez powodu gdyż jest to dla nas taka ,,próba'' od Boga. ,,Próba'', która ukazuje naszą wiarę, jak bardzo wierzymy w Boga i czy nie zwątpimy wtedy, gdy odbierze nam nawet kogoś najważniejszego w życiu jak matkę, dziecko, ukochaną...
C.S. Lewis cały swój stan , a może nawet proces w którym tkwił opisał w notatkach, które stworzyły książkę. Miał na celu dzięki słowu pisanemu obronić się przed kompletnym załamaniem i łudząc się tym, że dzięki temu ten ból przeminie.
Clive kończąc swe notatki pogodził się ze stratą ukochanej doznając zupełnego ukojenia, lecz  H. zawsze pozostanie w jego sercu...

Polecam tę książkę każdemu, kto zaznał taki ból w życiu jak autor, ale także tym, którzy jeszcze go nie zaznali.  Można z niej wynieść wiele wartości takich jak : miłość, wiara, wyrozumiałość.
Miłość ponieważ pokazuje ona prawdziwe i szczere uczucie, które nie przemija wraz ze śmiercią ukochanej, ale trwa i jest tak silne, że nawet śmierć nie zdoła  go zabić. Wiara ponieważ  Bóg zabrał mu osobę, którą cenił ponad wszystko, a on pomimo swego buntu nie zwątpił i później sam opisywał to jako ,,próbę''.
Wymieniłam także wyrozumiałość  ponieważ przyjął on do wiadomości po długiej walce z uczuciami, że tak musiało być i nawet zwracając się do Boga powiedział słowa ,,Gdybym wiedział, że wieczna rozłąka z H. i fakt, że ona o mnie zapomni, uczynią jej istnienie radośniejszym i wspanialszym, powiedziałbym oczywiście: ZGODA!. Tak samo na ziemi, gdybym mógł uleczyć ją z raka za cenę nieoglądania jej więcej, postarałbym się o to, byśmy się więcej nie zobaczyli.''
Autor w tych słowach pokazał ile by mógł poświęcić, aby ukochana nie odeszła i to jest piękne w tej historii dlatego warto ją przeczytać bo w moim przypadku zmieniła ona podejście do życia.